Drugim jest to, że nie do końca zgadzamy się z tym, co szokuje analityków z Saxo Banku. Mamy wrażenie, że ulegli oni pokusie, by za rok przeczytać, jak wiele z nich się sprawdziło. Założenie, że świat w przyszłym roku podąży obecnie wyznaczonym trendem, czyli stanie się jeszcze bardziej konfliktowy i zapalnych miejsc tylko przybędzie, w naszym mniemaniu powinno być scenariuszem bazowym. Ostatnie wydarzenia w Turcji, na Bałkanach czy w Ameryce Południowej tylko to potwierdzają. My będziemy bardziej zdziwieni, gdy świat nagle się opamięta i zejdzie z wybranej ostatnio ścieżki.
Warszawska giełda wejdzie na historyczne szczyty
Wróżenie kolejnych kryzysów jest banalnie proste. Co roku zajmują się tym setki analityków, filozofów, dziennikarzy. Każdy pragnie zostać kolejnym Panem Zagładą. My idziemy pod prąd. A do tego jesteśmy pełni pokory i godzimy się na założenie, że RPP ma rację. W 2023 roku inflacja w niewyjaśnionych okolicznościach zacznie drastycznie spadać, prawdopodobnie trend rozpocznie się w Stanach i szybko rozleje na cały świat. Wszystko wydarzy się na tyle dynamicznie, że już na przełomie pierwszego i drugiego kwartału banki centralne zdecydują się na istotne luzowanie polityki pieniężnej. Dzięki temu spodziewana recesja okaże się oka mgnieniem.
Dodatkowo w międzyczasie zakończony zostanie konflikt rosyjsko-ukraiński, Pekin oficjalnie ogłosi zerwanie z polityką zero-covid, a Waszyngton podejmie kolejną próbę wciągnięcia Chin w przyjazne relacje biznesowe. Programy QT zostaną zakończone, zanim będą miały jakikolwiek wpływ na bilanse banków centralnych. Nadmiar pieniądza znów będzie szukał miejsca alokacji, a problemy kryptowalut sprawią, że świat sobie przypomni o Europie Centralno-Wschodniej.
Zbiegnie się to z okresem wyborów i zakończeniem ryzyka z nim związanego. Warszawski parkiet kolejny raz zacznie ubiegać się o miano lidera regionu, a dzięki bliskości wielkiego placu odbudowy, jakim będzie Ukraina, inwestorzy spojrzą na nią przychylnym okiem. Nawet największy optymizm ma swoje granice, dlatego nie zakładamy, że na historyczne maksima wyjdzie WIG-20, ale jego o połowę większy kontynuator już jak najbardziej ma na to szansę. Jeszcze bardziej prawdopodobne (w opisanym scenariuszu) wydaje się wspięcie na szczyty szerokiego rynku.
Rok 2023 rokiem forinta
Co roku wśród najsłabszych walut globu należy rozróżnić te, które są fundamentalnie zniszczone, od tych, które przechodzą tylko okresowe perturbacje. Do tych pierwszych spokojnie można zaliczyć turecką lirę, która swobodny spadek kontynuuje już od ponad dekady. W tym roku słabo sobie radził jen japoński, który z kolei wcześniejsze lata miał całkiem przyzwoite. Nie do końca wiadomo, do jakiej grupy zaliczyć węgierskiego forinta. Z jednej strony przez większość upływającego roku nasi bratankowie podążali tureckim kierunkiem, oddalając się od miana semipoważnych graczy na rynku walutowym.
Forint nawet względem złotego w tym roku stracił blisko 10%, a nie oszukujmy się, nie jesteśmy najlepszym benchmarkiem na rynku. Rzecz w tym, że w ostatnim czasie widać pewne sygnały, że Budapeszt chce zerwać z siebie łatkę pariasa Europy. Wyraźnie stał się bardziej koncyliacyjny wobec Unii i nawet jeśli słowa o przymierzaniu się do euro są zwykłą bujdą, to i tak mają potencjał, by ogrzewać obustronne relacje. Jeżeli dodamy do tego warunki, o których mowa w pierwszym akapicie, zwłaszcza zakończenie konfliktu w Ukrainie, to klimat wokół Madziarów może się widocznie poprawić. Zwłaszcza że Viktor Orban chętnie trzyma się strony, z którą może więcej ugrać. Do tej pory było to lawirowanie między Moskwą a Brukselą, ale w przyszłym roku może być kontynuowany trend rozpoczęty w ostatnich tygodniach. Jeśli odrzucimy ryzyka związane z konfliktem z Unią oraz opcją rosyjską, to nagle okaże się, że forint jest mocno niedowartościowany. A wygłodniały kapitał lubi takie kąski.
Załamanie się kursu franka szwajcarskiego
Skoro jesteśmy już przy walutach, to oprócz wygranych wypadałoby wskazać jakiegoś przegranego. Nie będziemy szli na łatwiznę, znęcając się nad walutami permanentnie słabymi. Zakończenie konfliktu za naszą wschodnią granicą i uwolnienie kursu rubla, najprawdopodobniej doprowadzi do drastycznego powrotu do poziomów równowagi, które obecnie znajdują się kilkadziesiąt procent poniżej grudniowych notowań. Ale ta prognoza wydaje się nazbyt oczywista jak na nasze zestawienie. Dlatego my patrzymy w kierunku franka szwajcarskiego.
Wciąż jesteśmy przy założeniach globalnego eldorado, co już samo w sobie powinno uderzać w waluty tak zwanego safe haven. Dodatkowo w warunkach kryzysowych kapitał bezmyślnie chowa się w znanych i sprawdzonych norach, a że kryzysy nam towarzyszą od wielu lat, to nie było kiedy zrobić przeglądu tych bezpiecznych przystani. Nagle może się okazać, że zaliczanie Szwajcarii do tego grona jest zwykłym archaizmem. Neutralność militarna w obecnych czasach to jednak trochę za mało, a jak zerkniemy na fundamenty Helwetów, to lata zbyt mocnej waluty zrobiły swoje. Szwajcaria od pewnego czasu staje się Japonią Europy i boryka się z podobnymi problemami. Wzrost gospodarczy od lat jest niewielki i nie widać tu specjalnie opcji na poprawę. Deprecjacja szwajcarskiej waluty powiedzmy o 20% w ostatecznym rozrachunku, wszystkim może wyjść na dobre, na czele z naszymi frankowiczami i sektorem bankowym.
Stopy procentowe w Polsce wejdą na dwucyfrowy poziom
Tu odchodzimy od idei szybkiej dezinflacji, co samo w sobie nie szokuje. Ciekawiej się robi, gdy dodamy do tego wynik wyborów w momencie porażki obecnego obozu rządowego. Spowoduje to, że większość decyzyjnego gremium Rady Polityki Pieniężnej zostanie osierocona politycznie. Niezależnie od tego, czy za motywacje przyjmiemy chęć odegrania się za porażkę swojego otoczenia, czy zerwanie się z kagańca oczekiwań, skutkiem może być bardziej zagorzała walka z inflacją. Zgodnie z obecnymi założeniami Narodowego Banku Polskiego dynamika cen dopiero na koniec przyszłego roku ma spaść poniżej dwucyfrowego wyniku. Daje to co najmniej kilka posiedzeń, by urealnić poziom stóp procentowych. Zakładając ruchy po 50 p.b., w ciągu zaledwie pół roku RPP może dojść w okolice dwucyfrowego kosztu pieniądza. Ciężko jednoznacznie określić, jaki będzie miało to wpływ na polskiego złotego.
Z jednej strony podnoszenie stóp procentowych jest czynnikiem zawsze wspierającym lokalną walutę. Z drugiej możemy zakładać jednak, że inwestorzy w przyszłym roku będą zafiksowani pojęciem recesji. A ta w Polsce w opisanym scenariuszu na pewno będzie głębsza niż w jej otoczeniu. Dodatkowo nowo powstający rząd już na starcie będzie musiał się zmierzyć z niepokojami społecznymi wywołanymi kosztami kredytu. Sprawę jeszcze bardziej będą utrudniać rosnące koszty obsługi długu publicznego, co spowoduje wzrost napięć budżetowych. Dlatego skłaniamy się jednak ku opcji, że mimo wszystko złoty ucierpi w tym scenariuszu i możemy powrócić w okolice szczytów z 2022 roku.
Z całą pewnością nadchodzący rok będzie przełomowy na wielu płaszczyznach. Świat w ostatnich latach mocno nas przyzwyczaił, by spodziewać się rzeczy niezwykłych, wyjątkowych w swojej skali. Dlatego może najbardziej szokującą predykcją jest ta zakładająca, że czeka nas… nudny rok. Patrząc po ostatnich wydarzeniach, nie byłoby to takie złe rozwiązanie. I chyba właśnie tego chcemy Państwu życzyć w nadchodzących 12 miesiącach. Spokoju i powrotu do normalności.
Autor: Krzysztof Adamczak – analityk walutowy w Walutomat.pl i InternetowyKantor.pl
BIO:
Absolwent Zarządzania, Matematyki oraz Finansów. Na rynkach obecny już od ponad dekady, począwszy od czasów studenckich. Obecnie Dealer Walutowy zawodowo związany z serwisami InternetowyKantor.pl oraz Walutomat.pl. Analityk uwielbiający rozmawiać o rynkach zarówno z ekspertami, jak i studentami, stąd też można go spotkać w podcaście „Dealerzy po godzinach”, na gościnnych wykładach na uczelniach, różnego rodzaju eventach i campach. Zawodowo zajmuje się hedgingiem, prywatnie spekulacją na walutach, surowcach czy indeksach giełdowych. W wolnych chwilach lubi spakować plecak i polecieć na drugi koniec świata.
Źródło informacji: Currency One
Pochodzenie informacji: pap-mediaroom.pl